
Stawianie granic, czyli po co nam asertywność?
Jest taki dowcip, którego nie powstydziłby się Karol Strasburger:
🗨 Podobało ci się szkolenie z asertywności ?
🗨 Nie.
[Koniec dowcipu]
Jak asertywność pomoże nam stać się szczęśliwymi w pracy❓
🗨 Andrzej, mam prośbę, zrób to za mnie w ramach wyjątku. Ja muszę dzisiaj szybko wyjść z pracy, bo piesek został sam w domu.
🗨 No dobra, rozumiem – pomogę Ci.
Nie ma nic złego w pomaganiu, jeśli prośba faktycznie jest w ramach wyjątku. Jeśli ktoś wchodzi nam na głowę kolejnymi… coraz to dalej idącymi prośbami, a my cały czas je przyjmujemy – brakuje nam asertywności.
W głębi czujemy, że działamy na swoją niekorzyść i jednocześnie zgadzamy się na kolejne prośby często kosztem prywatnego czasu, ale tak ciężko jest nam powiedzieć „nie”.
Inna sytuacja, gdy kierownik przyjmuje na swój zespół obowiązki nienależące do jego działu np. wydaje polecenie starszemu specjaliście, aby bindował, albo laminował dokumenty. Tu również jest brak asertywności skutkujący co najmniej trzema negatywnymi konsekwencjami:
- Stopniowym wypalaniem specjalisty, który zamiast wykonywać pracę odpowiednią dla jego kwalifikacji robi zadania „asystenta”
- Obniżeniem morale zespołu ze względu na brak asertywności kierownika.
- Jest to też marnotrawstwo dla firmy – osoba zarabiająca np. 7000 zł miesięcznie wykonuje obowiązki, które mogłaby wykonywać osoba, która zarabia 2500 zł miesięcznie.
I ostatnia sytuacja – rozmowa z klientem, który mówi:
🗨 Panie Andrzeju, nie mogę tego od Pana kupić, dyrektor mnie zabije, ale jeśli obniżyłby Pan 15% to może będziemy mieli o czym rozmawiać.
I taki handlowiec chcąc domknąć sprzedaż, a często niepotrafiący powiedzieć stanowczego i jednocześnie uprzejmego „nie” (asertywność) – traci w oczach:
- klienta, który przy kolejnych sprzedażach też upomni się o podobny, albo wyższy rabat
- kierownika, który potem na palcach jednej ręki może policzyć korzystne dla firmy sprzedaże
- traci swój szacunek, bo ma problem z asertywną informacją zwrotną.
Wszystkie powyższe sytuacje są fikcyjne, a zbieżność przypadkowa, jednak każdy z nas odnajdzie trochę siebie na pewno choć w jednej z nich.
Jaki jest wspólny mianownik tych trzech sytuacji:
- Mamy coraz mniej czasu – każda z tych osób będzie goniła w piętkę, żeby nadrobić w tych sytuacjach, w których zgodziła się na ustępstwa
- Mamy coraz mniejszy szacunek do siebie
- Jesteśmy coraz mniej szczęśliwi – im mniej jesteśmy asertywni, tym mniejszy czujemy wpływ na otaczającą nas rzeczywistość
Wiele osób szuka granicy asertywności – czy ja w tej sytuacji po prostu pomagam z dobrego serca, czy już brakuje mi asertywności❓
Był taki czas, gdy i ja żyłem w stanie „wyższej konieczności” – co przez to rozumiem? Wiecznie „musiałem coś zrobić, musiałem komuś pomóc”.
Sprawy innych były na pierwszym miejscu, moje zawsze na ostatnim. Nawet gdy inni nie potrzebowali, by ich sprawie nadać rangę priorytetu – sam ją nadawałem.
Niesamowitą i jednocześnie bardzo prostą lekcję asertywności dała mi Koleżanka Anna Ciucias – Psycholog.
Jestem Jej za to niesamowicie wdzięczny.
Co mi powiedziała? Pozornie nic wielkiego.
Ania zawsze wyjaśniała mi to w prostych słowach: „Paweł, nic nie musisz, tylko możesz. Pomyśl o Justynie i Zosi” (moja Żona i Córka przyp. PJ).
Zadawałem sobie wtedy pytanie – czy moja zgoda na prośbę rozmówcy wynika z wykonywania obowiązków, chęci pomocy, litości❓
A może ja naprawdę tego nie chcę i nie powinienem tego robić, tylko brak mi asertywności❓
Pytanie pozostawiam otwarte dla każdego i każdej z Was.
Ja udzielam sobie odpowiedzi przy każdej takiej sytuacji i dzięki temu… jestem szczęśliwszy w pracy, ale również w Rodzinie, z którą spędzam więcej czasu. A gdy jestem szczęśliwszy w Rodzinie… to jestem bardziej efektywny w pracy.
Sytuacja win-win.
Dzisiaj przedstawiam tylko wstęp do rozważań na temat asertywności… Ciąg dalszy wkrótce…
A jak Wy odróżniacie sytuacje, kiedy ktoś przychodzi z prośbą, od tych kiedy ktoś próbuje ,,wejść Wam na głowę”?
Napiszcie w komentarzu.
A na koniec samo życie:
2 KOMENTARZE
A co jak mnie wywalą albo przynajmniej zagrożą dotkliwymi konsekwencjami w pracy? Skąd wezmę pieniądze na swoje utrzymanie (albo co gorsza swojej rodziny)? Nie każdy (a myślę że większość, jakieś 90% populacji) nie może sobie (zazwyczaj) pozwolić na odmawianie pracodawcom.
W sytuacjach „pozazawodowych” odmowa jest (chyba) częstokroć łatwiejsza.
PS: To prawda, że człowiek, jeżeli nie odmówi, a tego by chciał, to czuje się jak szma… tzn. czuje się niekomfortowo.
De facto asertywni możemy być wtedy, kiedy jesteśmy od kogoś wywierającego presję niezależni, albo przynajmniej mamy jakąś alternatywę (np. możliwość odejścia z pracy itp.). A zdecydowana większość takiej alternatywy nie ma.
Bardzo ważny komentarz. Dziękuję za niego i jednocześnie zgadzam się z Panem. Ma Pan rację – wiele osób nie ma alternatywy i jednocześnie w moim wpisie nie poruszam sytuacji skrajnych. Z pewnością Pan zauważył, że opis dotyczący sytuacji pracownika to nie była sytuacja osoby postawionej pod ścianą.
Napisałem o pracowników, który bierze na siebie obowiązek „w ramach wyjątku”, bo np. jego współpracownik musi wcześniej wyjść.
Jestem bardzo daleki od traktowania wszystkiego zerojedynkowo, bo wiem, że sytuacje są różne.
Piszę wyłącznie o takich sytuacjach, gdy ktoś nie umie odmówić, a jednocześnie może i powinien to zrobić.
Sytuacja o której Pan pisze jest często trudna i nie widzę jej powiązania z asertywnością.
Gdybym pracował w małym mieście, miał pracę i mój kolega został zwolniony, a ja byłbym postawiony przed sytuacją wzięcia części jego obowiązków, albo bezrobocia, to wybrałbym wzięcie obowiązków. Sytuacja jest trudna.
Mam przegląd jak to wygląda w mieście powiatowym 10 tysięcy osób- tam często jest tak, że jeszcze jeden pracownik nie zostanie zwolniony, a już wiadomo kto jest na Jego stanowisko. Pracę z ogłoszenia można znaleźć tam głównie jako akwizytor ubezpieczeń, usług bankowych, albo telefonii komórkowej (tylko prowizja, bez postawy).